Szczuplejszym być: O tym na co trzeba zwrócić uwagę podczas zmiany trybu życia, o dążeniu do ideału i zatracaniu się.

Postanowiłam, że nie będę kolejną, która recenzuje ćwiczenia i efekty po nich, tylko tą, która pisze o przetrenowaniu, motywacji, przeciwskazaniach...


Dla mnie źródłem wiedzy dietetycznej i ćwiczeniowej było (i jest) forum SFD. To dzięki temu forum mogłam dokładnie zaplanować dietę (z czasem) i na każde nurtujące mnie pytanie, znajduje tam odpowiedź.
Zapraszam Was, przede wszystkim, do działu ladies, tam znajdziecie informacje o tym jak ustawić dietę i ćwiczenia pod siebie, jednak osoby z większymi problemami zdrowotnymi, powinny uważać i pytać doświadczonych, ponieważ później może się to źle skończyć... Jak to się stało u mnie.


Osoby chore, ze względu na dane schorzenie, mają trochę (albo całkiem) inne zalecenia.
Inaczej może jeść i ćwiczyć osoba zdrowa, a inaczej ta z chorobami autoimmunologicznymi, czy jakimiś zwyrodnieniami, wadami.
Czasem wydaje się, że nasze "odstępstwo" od zdrowia jest na tyle nieznaczne, że nie trzeba na nie zwracać uwagi... No nie, tak nie można. W przypadku wad i zwyrodnień, nieprawidłowymi ćwiczeniami można jeszcze sobie pogłębić problem, a w przypadku autoimmunologi to już w ogóle inna bajka.

Wiadomym jest, że każdy z nas powinien mieć indywidualnie ustaloną dietę, odpowiednią do trybu życia, predyspozycji, problemów zdrowotnych, finansów, etc.
Jednak nie każdy ma na wizytę/wizyty u dietetyka, a oni (jak to w każdym fachu) trafiają się różni. Jedni doradzą dobrze, a inni źle, albo wcale.

Dlatego uważam, że lepiej już posiedzieć nad zmianą własnego trybu życia samemu, z pomocą Internetu, niż wcale, i dalej popełniać te same błędy oraz (przede wszystkim!) narzekać na stan skóry, niską odporność, otyłość, senność, fatalny stan psychiczny... Bo musicie wiedzieć, że dieta, ćwiczenia, walka ze stresem i odpowiedni czas snu, to nie tylko sposób na schudnięcie, ale sposób na poprawę ogólnego stanu organizmu.

Z tego też powodu, zawsze będę Was zachęcać do stałego ulepszania swojego życia.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wytłumaczyła Wam tego na własnym przykładzie.

Moja zmiana zaczęła się od kuchni. Przed całym procesem, nie jadłam fatalnie. Unikałam chleba, rzadko jadłam mączne potrawy, ale miałam duży problem ze słodyczami, a posiłki nie były też jakieś super wartościowe, jednak starałam się jeść warzywa do każdego posiłku, oraz jednego owocka dziennie. Kluczowym zwrotem jest tu "starałam się". W tej chwili, nie staram się, jeść warzyw i owoców. Ja się po prostu PILNUJE się żeby jeść warzywa do każdego posiłku.
Z owocami wygląda to trochę inaczej, ale o tym kiedy indziej.



Kiedy naczytałam się już jak powinna wyglądać prawidłowa dieta, obliczyłam sobie zapotrzebowanie dziennie oraz zaplanowałam pierwsze ćwiczenia, wpadłam na coś takiego jak "fit inspiracje".
Napatrzyłam się na pięknie wyrzeźbione ciała, szczupłe panie z idealnymi proporcjami, a później... Spojrzałam w lustro. I płakałam. Płakałam, bo widziałam jaka przepaść jest pomiędzy moim ciałem, a ciałem tych kobiet. Ciałem, które pragnę mieć, a nie mam.

RLY?


To wystarczyło żeby lawina się posypała:

Pod względem dietetycznym robiłam błąd, ponieważ myślałam, że jem więcej. Wyglądało to w ten sposób, że nie ważyłam żadnego z produktów, które jadłam, tylko liczyłam na oko, przez co bardzo zawyżałam wagę, co wiązało się z zawyżaniem kaloryczności i proporcji. Po pół roku nieważenia, kiedy zaczęłam mieć poważne problemy (brak okresu, przetrenowanie, okropny stan psychiczny), polecono mi przez tydzień ważyć to co jem.
Wystarczyły dwa dni - jadłam do 600 kcal dziennie.



Jakby tego było mało, ćwiczeniami dorabiałam się kolejnych problemów - robiłam same aeroby. I to codziennie.
 Dzień w dzień, niezależnie od tego jak fatalnie się czułam, później już nawet niezależnie od tego czy byłam przeziębiona, czy kontuzjowana. Uzależniłam się. Cały mój dzień był ułożony pod dietę i ćwiczenia. Nie dawałam sobie odpocząć.


Dzięki temu dorobiłam się figury typu "skinny fat", czyli chudego grubaska. Mam obłe ciało, bez większych mięśni, zero siły (no bo z czego), a dalej z tłuszczykiem, i z pięknie zwisającą skórą, która była wynikiem szybkiego spadku wagi.

przykład skinny fat


W tej chwili oczywiście dążę do wyrobienia mięśni, jem już prawidłowo, ćwiczę kiedy mam na to siłę, nie zmuszam się i nie płaczę, kiedy opuszczę jeden dzień. Jednak zwróćcie uwagę na to, jak zdążyłam wyniszczyć swój organizm, zanim obudziłam się z tego chorego snu.

Z nami - ludźmi, to jest tak, że mamy predyspozycje do przesady. Wpadamy z jednej skrajności w skrajność. Albo nie robimy nic ku temu, żeby się poprawić, albo robimy za dużo.

Stąd ten post - chciałabym abyście przy planowaniu ćwiczeń i diety, robiły to z głową. Najlepiej z pomocą kogoś doświadczonego.
Pamiętajcie, że jesteśmy tylko ludźmi, nie cyborgami (jak mi się zdawało) i jednak pewnych spraw się nie przeskoczy.

I myślę, że najważniejsze przesłanie:
Najgorsze jest to, że podczas tego pół roku, tak skupiłam się na sobie, na swoim wyglądzie (akceptacje miałam na minusie), że zapomniałam o tym co najważniejsze.
O innych.
O moich bliskich.
O sensie życia, które powoduje, że czujemy się lepiej, lepiej również ze sobą.


Ja poprzez moje postępowanie straciłam pół roku, pół roku podczas którego mogłam poświęcać więcej czasu mojemu psiakowi, Figlowi.
 Figiel odszedł na początku grudnia, a ja czasu nie cofnę.
 I prawda jest taka, że mam do siebie wielki żal, że popełniłam tak straszny błąd.
Zapomniałam o najważniejszych w moim życiu. Zapomniałam o tych, którzy nadawali mojemu życiu sens. Uzależniłam swoje szczęście od wyglądu. I zapomniałam o tym, że nikt nie jest wieczny i nigdy nie wiemy, kiedy my, albo któreś z Naszych bliskich zakończy swój żywot na ziemi.

Wiele z Nas tak postępuje - uzależnia szczęście od wyglądu.
 Myślę, że daliśmy się ogłupić mediom, które napędzają tą potrzebę bycia idealnym. Warto patrzeć na to wszystko z dystansem. Ludzie, których widzimy przez ekran, wyglądają tak jak my, są tacy jak my, tylko mają na sobie tysiące ulepszaczy, o których nawet nie mamy pojęcia.
Nie dążmy do ideałów, ich nie ma, dążmy do lepszej wersji siebie.



Doskonalmy się, starajmy się nie truć jedzeniem, ćwiczyć, spać te 8 godzin i eliminować stresy, ale nie zatracajmy się w tym. Niech ten proces potrwa dłużej, ale niech nie staje się on jedną z ważniejszych spraw w naszym życiu, bo stracicie wiele ważnych momentów z Waszego życia.
Pamiętajcie o tym.






Komentarze

  1. Bardzo mądrze to wszystko opisałaś. Ciało i nasz wygląd jest ważny ale nie najważniejszy, a dążenie do ideału nie powinno zabijać naszej osobowości, ani jej zmieniać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz tak mądrze że chętnie czytam każdy post nawet jeśli by on był niewyobrażalnie długi!
    Ja również odchudzając się zapominałam o bliskich mi osobach , rodzinie i skupiłam się tylko i wyłącznie na sobie. W porę zrozumiałam swój błąd :)

    Podziwiam Cię!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że piszesz też o złych stronach, a nie same pozytywy, jak to jest super i odchudzanie to bułka z masłem i wystarczy pstryknąć palcem... Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny post, naprawdę.
    Ja w całym swoim braku silnej woli posypałam się widząc co chwilę zdjęcia zgrabnych "fit" ciał. Trochę czasu mi zajęło zrozumienie, że nie chodzi o wypracowanie podobnego efektu, o dużą zmianę w diecie czy ćwiczenia "w pomieszczeniach", których nienawidzę. Staram się jeść bardziej świadomie, chociaż jadłospis nie zmienił się drastycznie. Nie mam świetnej figury, przez studia przytyłam, mam wałki tłuszczu... ale robię coś, co kocham - biegam, dużo. I właśnie dzięki bieganiu zaakceptowałam swoje ciało. A to jest ważniejsze, niż wyrzeźbienie mięśni niczym dziewczyny z inspiracji :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawie to wszystko opisałaś i z dużą częśćią mogę się zgodzić :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz całkowitą rację. Najważniejsza jest akceptacja siebie, ale jednocześnie najtrudniejsza... Znam wiele osób, którym daleko do 'ideału', ale zupełnie nie zwraca się na to uwagi, bo są pewni siebie. Tylko niestety tego nie da się od tak nauczyć, mi przychodzi to bardzo trudno, wiem, że wygląd nie jest najważniejszy, a jednak nie raz płacze przed lustrem.

    A mam pytanie do Ciebie, czy będzie wpis a propos tego co jesz? Ja również od dawna 'staram się' dobrze odżywiać, ale wiem, że jednak wiele mi do tego brakuje. Ale czasem nazwyczajniej w świecie nie wiem co jeść powinnam, brakuje mi np pomysłów na proste dania do zabrania, np. na uczelnie. Zainspirujesz czyms? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny post. prawie płakałam jak to czytałam. róbmy to wszystko z głową. Zaniedbałam swoje ciało i teraz na pomoc przyszli mi trenerzy, chodzę na silownie dwa razy w tygodniu. Ale wiesz co? Nie mam celu wygladać jak wszystkie mega wysportowane dziewczyny. Chcę czuć się ze sobą dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie to ujęłaś wszystko : ) Ja właśnie od kilku miesięcy prowadzę zdrowy tryb życia, mam ściśle określone zasady racjonalnego odżywiania, chodzę na siłownie 2 razy w tygodniu.Ale to wszystko w granicach rozsądku i w taki sposób,żeby nie katować swojego organizmu. I chociaż niee widzę oszałamiających rezultatów jeżeli chodzi o ten wymarzony płaski brzuszek to znacznie lepiej się czuję i te kilogramy nieszczęsne też pomalutku spadają ; )

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeżeli ten materiał wywołał w Tobie jakiekolwiek emocje lub skłonił do przemyśleń, podziel się nimi ze mną.
Dzięki temu, dasz mi wiarę w to, że nie piszę do poduszki! 😉
Dziękuję! 💜