Jak odnieść sukces? - O najważniejszym składniku sukcesu.

Satysfakcja i radość z życia, to nie jest coś co przychodzi samo, i nie przychodzi też łatwo.
Często wymaga wiele wysiłku, w gorszych momentach potrafi być naprawdę trudno, ale...

Warto.
Warto nie być bezczynnym wobec tego jak jest, jak się czujemy ze sobą, co myślimy o otaczającej rzeczywistości. Każdy z Nas ma w sobie tyle samo, tyle że u wielu jest to zakopane głęboko pod warstwą oczekiwań, uprzedzeń i zachłanności.


Na początku możesz mi nie wierzyć, ale zobacz:

Każdy z Nas, rodząc się, dostaje zestaw podstawowych umiejętności i uczuć.

Te uczucia i umiejętności nie wyparowują w ciągu kolejnych lat, tylko najczęściej przykrywają się warstwą kurzu, jak dawno zapomniana książka.
Tym kurzem jest cała presja otoczenia, szufladkowanie, wymogi społeczne, za którymi dążymy, jednocześnie zapominając z czego się zrodziliśmy i jakie są nasze podstawy.


Podejrzewam, że tak jak ja kiedyś, myślisz, że ludzie sukcesu mają jakieś dodatkowe szczęście, dodatkową umiejętność, czy wiedzę, której my nie posiadamy - dlatego osiągnęli ten sukces.
A ku mojemu (i Twojemu) zaskoczeniu, okazuje się, że wcale nie.
I ja, i Ty, i Albert Einstein, mamy te same możliwości wewnętrzne.
Nasze organizmy, nasze dusze, nasze podświadomości, potrafią to samo.

Poza tym, sukces, to nie jest coś, co powstaje z dnia na dzień.
To jest praca, w którą włożyło się mnóstwo wysiłku! Często wieloletniego.
Myślę, że najważniejszą cechą, która temu sprzyja, jest samodyscyplina.
I nieważne, czy chodzi tutaj o lepsze samopoczucie psychiczne, czy stworzenie własnej firmy, czy realizowanie marzenia.
Bo do życia codziennie w szczęściu, potrzeba takiej samej samodyscypliny, jak do: ćwiczeń fizycznych, lepszych relacji z ludźmi, wielkich odkryć, czy prestiżu zawodowego.

Trzeba robić, robić i robić.
I nie można się poddawać.
Nigdy.
Czym gorszy mamy dzień, tym bardziej.

Wiesz dlaczego?
Bo to są momenty, kiedy Nasza podświadomość, próbuje zawrócić Nas na poprzednie tory. Ona nie chce źle, ale bardzo się boi nowych rzeczy i idzie najszybszą drogą. I tak jak ona jest uparta, tak Ty uparcie powinieneś przystawać przy swoim. 
Aż zrozumie, że też nie chcesz dla niej źle i rzeczywiście Twój pomysł, choćby na relaks (np.: spacer), jest bardziej konstruktywny niż jej (np.: palenie, picie, jedzenie), bo nie przynosi żadnych szkód, a wręcz dodatkowe korzyści.

Czy teraz rozumiesz?


Żeby było zabawnie, Nasza podświadomość jest naprawdę cwana i kiedy założyłeś sobie, że zaczniesz regularnie ćwiczyć, ona nagle znajduje tysiąc powodów, dlaczego masz tego nie robić - 
"Nie wiem jak", "Jestem zmęczona", "Dzisiaj już i tak dużo się nabiegałam w pracy, przecież muszę kiedyś odpocząć!", "Kurde, już jest za późno", "Zapomniałam! Muszę przecież pozmywać naczynia, odkurzyć, zrobić porządki w szafie"...

I TO JEST TEN MOMENT, kiedy Twoim zadaniem jest powiedzieć: 

"NIE! 
NIE! NIE! NIE! NIE!
Mam coś do zrobienia, bo tak sobie postanowiłam i tak będzie!
Właśnie teraz wstaje i to robię.
Nie pytam się siebie o zdanie!
Nie pytam czy Ci się chce, czy nie, czy wolisz coś innego.
Ja po prostu mam coś do zrobienia!
IDĘ.
ROBIĘ.
NIE SŁUCHAM CIĘ!"

I tak. To jest właśnie samodyscyplina. 

Wiesz... Możesz sobie myśleć, że to są bajki wyssane z palca, albo Ciebie to nie będzie działać (psssst... takie myślenie, to też sprawka Twojej podświadomości). 

Tylko po pierwsze, tak jak już pisałam, każdy ma ten sam zestaw startowy, a po drugie, widzisz... ja to piszę z własnego doświadczenia. 
Przeżywam to na co dzień. 
Gdyby nie to, że nie pytam się o zdanie swojej podświadomości, tylko robię co uważam za słuszne, to dziś zapewne bym już nie żyła. 
Zaskoczony? No to popatrz:
  • Umarłabym z otyłości, kiedy pytałabym swojej podświadomości, czy ma ochotę na kolejną dawkę niezdrowego jedzenia, kiedy napędzają mnie sterydy, brane tonami, 
  • Umarłabym z wycieńczenia organizmu, w trakcie anoreksji, kiedy pytałabym swojej podświadomości, czy nie chce zjeść dziś jeszcze mniej niż wczoraj,
  • Umarłabym z rozpaczy, nad tym jak wyglądają moje relacje z rodzicami, kiedy pytałabym swojej podświadomości, czy ma ochotę się przemóc i pogadać na bardzo ciężkie tematy,
  • Umarłabym z nadmiaru codziennego nieszczęścia, kiedy pytałabym swojej podświadomości, czy dzisiaj patrzymy na rzeczy dobre, które dzieją się na świecie, czy złe.

Nie musiałabym umierać fizycznie. Umrzeć można również będąc żywym ciałem.

Dzięki takiemu podejściu do sprawy, jestem w miejscu, w którym jestem - 
uważam się za szczęśliwą osobę, zadowoloną z tego jak wyglądają moje relacje z ludźmi i codzienność. To nie pozwala mi spocząć na laurach, bo wiem, że może być jeszcze lepiej, ale pozwala mi się cieszyć tym co już mam.

I żeby cieszyć się ze swojego rozwoju, też musiałam wdrożyć samodyscyplinę, w miejsce, które odpowiada za ten stan. Czyli codziennie mówić sobie, że się kocham (tym więcej im bardziej danego dnia siebie nienawidziłam), codziennie rano wymieniać listę rzeczy, za które jestem wdzięczna, i codziennie wieczorem, dziękować za wszystko co danego dnia się przydarzyło. 
To pomaga przeprogramować umysł tak, żeby widział go w jasnych i kolorowych barwach.
Ale trzeba być konsekwentnym i nigdy nie przestawać.
I choć na początku jest opór, to później robi się to Naszym nawykiem - jak mycie zębów.
I do tego jest przyjemne. 😊

Nie masz na to wszystko czasu? Nie chce Ci się?
Ok. 
Sam zadecydowałeś, że nie zależy Ci na tym, żeby przeżyć swoje jedyne życie, szczęśliwie.

Przesyłam Wam mnóstwo dobrej energii i siły do zmian!
Paulina.

Komentarze