Shiny Box'y: Prezentacja lutowego i recenzja styczniowego.

Witajcie kochani! Dokłanie 14 lutego przyszła do mnie paczka z ShinyBoxem. 
Co tym razem znalazło się w środku?



Każdy z produktów użyje z chęcią i właściwie każdy mi się przyda, dlatego też pudełko na luty uważam za udane. Mimo to, skoro firma wydanie tego miesiąca nazwała LoveBoxem myślałam, że w środku będzie bardziej romantycznie... :)

Cofnijmy się wstecz - jak sprawdziły się u mnie kosmetyki z styczniowego Box'a?


Przyznaje, że tego olejku nie nakładałam na paznokcie regularnie, zazwyczaj robiłam to zaraz po wykonanym manicure, ale mimo to muszę przyznać, że dzięki niemu moje skórki są nareszcie dobrze nawilżone... a przecież użyłam go parę razy! 
Nie jestem dobra w wykorzystywaniu oliwek do paznokci, ponieważ przeszkadza mi ich długi czas wchłaniania się, jednak doraźnie na pewno będę jej używać. 


Tego kremu natomiast używam codziennie. Nakładam go każdego ranka, tuż po przetarciu buzi tonikiem.
Dobrze sprawdza się pod makijaż, nie jest ciężki, ale również nie jest za lekki.
Nawilża dość przeciętnie, nie jest to stopień jaki zadowoliłby osoby z bardzo suchą skórą, jednak te z normalną powinny być zadowolone. 
Sama jestem gdzieś na pograniczu tych dwóch. Zużyje go z przyjemnością, ale nie mogę przy nim zapomnieć o głębszym odżywieniu 2x w tygodniu.


Baza - fajna sprawa. Ja używam zawsze na większe wyjścia, albo kiedy wiem, że makijaż nałożony o świcie musi zostać nieskazitelny aż do zmierzchu. :) Ta baza sprawdziła się u mnie bardzo dobrze, ładnie wygładza, nie zapycha i trzyma makijaż dopóki my same nie postaramy się o jego "utylizacje". :)
Nie mam do niej kompletnie żadnych zastrzeżeń i uważam, że nada się do każdego typu cery.


Pierwsze co przychodzi mi na myśl, kiedy patrzę na tą kredkę, to jej opakowanie. Jest bardzo eleganckie i klasyczne. Strasznie lubię automatyczne kredki, więc już od początku byłam dobrze do niej nastawiona.
Kredka jest dobrze napigmentowana, odpowiednio miękka i czarna, jednak posiada sporo drobinek, które są dość widoczne, więc nie zawsze wygląda dobrze.
Trwałość - ja używam razem z bazą Art Deco, więc mam pewność, że wytrzyma do samego końca.


Peelingu do stóp obiecałam sobie używać regularnie i dotrzymałam słowa. 
Bo jest bardzo fajny! :)
Jeśli ktoś, tak jak ja, nie używa pumexu, bo z jakiegoś powodu go nie lubi, to myślę, że będzie to dobry jego zamiennik. Peeling jest naprawdę mocny. Drobinki są ostre i jest ich wiele, dzięki czemu radzi sobie nawet ze zrogowaciałą skórą na piętach. Zaskoczyła mnie jego konsystencja, ponieważ podczas użycia, ma się wrażenie, iż drobinki zespolone są ze sobą za pomocą... wody. Nie ma żelowej konsystencji, ale wszystko trzyma się kupy. 


Tak jak możecie się zorientować po opisach, pudełko styczniowe uważam za bardzo udane. Żaden z produktów mnie nie zawiódł i każdy z nich wykorzystam z wielką chęcią. Oby tak dalej!


Komentarze

  1. wow, zrobiłaś prezentację nawet po mojej xD myślałam, że już jestem ostatnia, a opublikowałam koło 20:15 :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet ciekawa zawartość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsze to być zadowolonym :) Mi z tej całej gromady wpadł w oko krem Bioliq, w ogóle ostatnio interesują mnie kosmetyki tej marki.

    OdpowiedzUsuń
  4. ile teraz ważysz ? :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeżeli ten materiał wywołał w Tobie jakiekolwiek emocje lub skłonił do przemyśleń, podziel się nimi ze mną.
Dzięki temu, dasz mi wiarę w to, że nie piszę do poduszki! 😉
Dziękuję! 💜